top of page

Życie w rytmie jazzu


Z Tomaszem Nowakiem, utalentowanym trębaczem jazzowym mieszkającym w Rzeszowie, o muzyce, karierze i podejściu do edukacji muzycznej dzieci rozmawia Magdalena Pachorek.

fot. Marcin Żminkowski

Tomasz Nowak to znakomity trębacz, który ma na swoim koncie wspólne trasy koncertowe m.in. z Nigelem Kennedy, Jarosławem Śmietaną, muzykami Amy Winehouse czy Massive Attack. Pochodzi z Krakowa, studiował w katowickiej Akademii Muzycznej w klasie Piotra Wojtasika, a obecnie od kilku lat mieszka w Rzeszowie. Był wyróżniany i nagradzany na wielu festiwalach: Jazz Juniors, Międzynarodowym Festiwalu Standardów Jazzowych w Siedlcach oraz Przeglądzie Młodych Zespołów Jazzowych i Bluesowych w Gdyni. Podczas kilkuletniego pobytu w Wielkiej Brytanii współpracował z czołówką londyńskiej sceny jazzowej i soulowej, a także koncertował w najbardziej prestiżowych salach koncertowych i klubach jazzowych w Europie. Od 2013 r. występuje wspólnie z rzeszowskim raperem Bartłomiejem „Eskaubei” Skubiszem i krakowskimi przyjaciółmi w Eskaubei & Tomek Nowak Quartet. Zespół został zwycięzcą plebiscytu czytelników miesięcznika „JazzPRESS” na najlepszego polskiego wykonawcę jazzowego oraz najlepszy polski album jazzowy 2015 r. za płytę „Będzie Dobrze”.

Kiedy w Pana życiu pojawiła się trąbka?

- Już dość dawno temu. Nawet ostatnio znalazłem zdjęcie z dzieciństwa, na którym mam 4 lata i trzymam trąbkę w ręce. Wtedy jeszcze nie zacząłem na niej grać, służyła mi jedynie jako ciekawa zabawka i dopiero kilka lat później stała się moją prawie nieodłączną towarzyszką. Jednak to skrzypce były instrumentem wprowadzającym mnie w świat muzyki, w który wkroczyłem w wieku 6 lat. Pochodzę z muzycznej rodziny, więc stało się to niejako automatycznie, gdyż w moim życiu instrumenty były obecne od zawsze. Po jakimś czasie nauki przekonałem się, że chociaż skrzypce mi nie odpowiadają, to swoje życie chcę związać z muzyką, bo to właśnie ją kocham ponad wszystko inne. A przygodę z trąbką zacząłem mając 11 lat.

Dlaczego akurat jazz?

- Mój ojciec i wujek to muzycy jazzowi, dlatego ten gatunek był mi bardzo dobrze znany. Miałem to szczęście, że już jako nastolatek trafiłem na dobrych nauczycieli, którzy pokazali mi podstawy muzyki jazzowej - najpierw Adam Kawończyk, później nieżyjący już Andrzej Cudzich, znakomity kontrabasista. Cieszę się, że miałem możliwość poznania tych osób i czerpania z ich doświadczenia muzycznego. Mój tato nakłaniał mnie bardziej w kierunki muzyki klasycznej, ale już jako bardzo młody chłopak wiedziałem, że to właśnie jazz jest muzyką najlepszą dla mnie i to w nim chcę się rozwijać. Wybrałem studia na Wydziale Jazzowym w Akademii Muzycznej w Katowicach u pana Piotra Wojtasika. I tak w sumie spędziłem z jazzem ponad 20 lat.

Czym jest dla Pana jazz?

- Jazz to wolność. Muzyka , która daje swobodę wypowiedzi, nie jest zamknięta w jakichś sztywnych ramach. Z drugiej strony wymaga od wykonawcy doskonałej techniki i wiedzy teoretycznej, dzięki którym to co tworzymy ma sens i głęboki przekaz.

Kilka lat spędził Pan w Londynie i przeżył tam ciekawą muzyczną przygodę. Jak się Pan tam znalazł?

- W 2001 r. poznałem nieco przypadkowo Nigela Kennedy’ego, światowej sławy artystę i świetnego muzyka. W ówczesną noc sylwestrową grałem w jednym z klubów krakowskich i pojawił się tam niespodziewanie sam Kennedy. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów. Co prawda on jest muzykiem klasycznym, ale nagrywa również płyty z muzykami jazzowymi, rockowymi, a nawet folkowymi. Jest człowiekiem bardzo otwartym na różnego rodzaju stylistykę. Nagrał też płytę z polskim zespołem Kroke.

Jakieś dwa lata później zostałem zaproszony do zespołu Kennedy’ego, co było dla mnie olbrzymią nobilitacją. Zwłaszcza że miałem wtedy dopiero 26 lat. Grał w nim m.in. śp. Jarek Śmietana, wybitny polski artysta, Joachim Mencel, Tomasz Kupiec, Adam Czerwiński, brytyjska wokalistka Z-Star. Od 2003 r. zacząłem z nimi koncertować po Wielkiej Brytanii w różnych prestiżowych miejscach jak choćby Royal Albert Hall czy Ronnie Scott's w Londynie. Wielka Brytania bardzo mi się spodobała i postanowiłem, że spróbuję tam swojego szczęścia.

Jak Pan wspomina ten brytyjski okres w swoim życiu?

- Myślę, że to był bardzo owocny dla mnie czas z punktu widzenia rozwoju mojej kariery i osobowości muzycznej. Londyn jest miastem wielokulturowym, w którym można poznać ludzi z całego świata. Jest tam również mieszanka kulturowa pod kątem muzycznym, dzięki czemu mogłem grać z muzykami z różnych stron świat, co bardzo mnie otworzyła na różne rzeczy, np. jak ludzie z różnych stron świata postrzegają muzykę, jak wielka jest rola rytmu w muzyce czy poznawanie i wykorzystywanie skal arabskich czy hinduskich. W Polsce nie mamy aż takiego dużego przekroju kulturowego. Co prawda zdarzają się międzynarodowe projekty, ale to nie to samo co współistniejące obok siebie różne style muzyczne.

5 lat spędzone w Londynie bardzo dużo mi pomogło w rozwoju siebie jako jazzmana. Tam założyłem mój pierwszy międzynarodowy jazzowy kwartet, z którym koncertowałem po brytyjskich scenach. Tam też poznałem wielu muzyków związanych z muzyką soul czy R&B. Miałem to szczęście, że grałem z muzykami z zespołu Amy Winehouse. Była to bardzo inspirująca współpraca, którą zresztą nadal kontynuuję. Kilka tygodni temu koledzy się odezwali i zaproponowali wspólne koncerty, także w najbliższym czasie będę miał przyjemność wystąpienia z zespołem Amy Lives w Helsinkach i na Wyspach Kanaryjskich.

Trochę przypadków w tym wszystkim było, ale tak to życie układa nasze scenariusze.

Po kilku latach pobytu w Londynie zdecydował się Pan jednak na powrót do Polski, dlaczego?

- Zmęczyło nas męczyć mieszkanie w prawie 13-milionowej metropolii i w 2009 r. postanowiliśmy wrócić. Ja pochodzę z Krakowa, a moja żona z Rzeszowa i zdecydowaliśmy, że zamieszkamy na Podkarpaciu. Przyjechaliśmy tutaj w 2009 r. Trochę mi zajęło poznanie lokalnego środowiska muzyków. Kiedy spotkałem Zbigniewa Jakubka, wspaniałego muzyka i świetnego nauczyciela, zaprosił mnie do projektu Art Celebration - Jazz and hip-hop. W 2013 r. zagraliśmy bardzo udany koncert w Rzeszowie z udziałem m.in. Deana Browna, amerykańskiego muzyka, i czołówki polskich raperów. Wtedy też poznałem Bartka „Eskaubei” Skubisza.

I nawiązaliście muzyczną współpracę…

- Tak. Zaczęło się od tego, że skomponowałem trochę muzyki na kilka utworów, to była taka fuzja hip-hopu i jazzu, a Bartek napisał do niej teksty. Zaprosiłem do współpracy moich przyjaciół z Krakowa: Filip Mozul gra na perkusji, Alan Wykpisz na kontrabasie, a Jakub Płużek na instrumentach klawiszowych. Często wspomaga nas Dj Mr Krime, czyli Wojciech Długosz, znakomita postać z Krakowa, legenda gramofonów w Polsce. Okazało się, że udało nam się zrobić ciekawy projekt muzyczny, który spotkał się z przychylnym odbiorem. Nasza płyta „Będzie Dobrze” ukazała się w 2015 r., została zauważona w środowisku jazzowym i hip-hopowym, a dodatkowo zyskała dość przychylne recenzje. Adekwatnie do tytułu staraliśmy się zamieścić na niej bardzo pozytywny przekaz i uważam, że nam się to udało.

Dużo koncertujecie zarówno w kraju i zagranicą – na jakich ciekawych festiwalach ostatnio występowaliście?

- Rzeczywiście mamy możliwość grania na różnych fajnych imprezach, typu Jazz Wolności w Sopocie, Hip Hop Kemp w Czechach, Festiwal Warszawa Singera, podczas którego ja i Bartek gościnnie wystąpiliśmy wspólnie z zespołem Rzeszów Klemer Band & Przyjaciele, Jazzonalia w Oleśnicy??, Hanza Jazz Festiwal w Koszalinie czy Jazz Nad Odrą we Wrocławiu. Co ciekawe, na czeskim Hip Hop Kempie wystąpiliśmy jako pierwszy jazzowy zespół w historii tego festiwalu, co było dla nas też dużym wyróżnieniem ze strony organizatorów. Mamy jeszcze kilka ciekawych występów w zanadrzu na ten rok, także cały czas coś się dzieje.

Niebawem usłyszymy kawałki z drugiej płyty?

- Nagraliśmy ją końcem lipca. Obecnie pracujemy nad jej ostatecznym zarysem, w najbliższym czasie będziemy ją masterować. Myślę, że jeszcze w tym roku pojawi się w sklepach.

Czego możemy się na niej spodziewać?

- Będzie miała trochę inne brzmienie od pierwszej. A to z tego względu, że usłyszymy na niej m.in. gitarę basową, saksofon tenorowy, wintydżowe instrumenty klawiszowe oraz kilka smaków syntetycznych.

Kiedy usłyszymy Was na Podkarpaciu?

W drugiej połowie listopada wystąpimy podczas Rzeszów Jazz Festiwal dla rzeszowskiej publiczności.

Kto jest Pana autorytetem muzycznym?

- Na pewno Nigel Kennedy i Jarek Śmietana. W 2001 r. poznałem i współpracowałem z Leszkiem Możdżerem. Było to jeszcze co prawda przed jego szczytowym okresem sławy, ale i tak wiele mogłem się od niego nauczyć. Jako młodzi muzycy z środowiska krakowskiego mieliśmy okazję spotkać się z nim i zagrać kilka prób, podczas których udzielił nam wartościowych wskazówek. Później wystąpiliśmy wspólnie w Filharmonii Krakowskiej. Również Piotr Wojtasik jest bardzo ważną postacią na mojej muzycznej ścieżce. To nie tylko znakomity trębacz i kompozytor, ale także wspaniały człowiek. 5 lat studiów pod jego kierunkiem bardzo mnie ubogaciło. Nie potrafię wskazać jednego konkretnego muzyka. Spotkałem w swoim życiu wielu fantastycznych artystów i od każdego z nich czegoś się nauczyłem.

Jakiej muzyki Pan słucha?

- Głównie słucham muzyki jazzowej, klasycznej i tej określanej mianem black american music (czarna amerykańska muzyka rozrywkowa). To mieszanka soulu, jazzu, R&B i hip-hopu.

Poza sceną, występami i tworzeniem muzyki czym się Pan jeszcze zajmuje?

- Generalnie muzyka jest moim sposobem na życie. Jestem też wykładowcą Uniwersytetu Rzeszowskiego. W zeszłym roku akademickim na Wydziale Muzyki został otwarty kierunek Jazz i muzyka rozrywkowa, na którym staramy się dawać młodym ludziom jak najlepsze podstawy do wejścia nie tylko na muzyczny rynek jazzowy, ale też szeroko pojętej muzyki rozrywkowej. Okazało się, że jest u nas zapotrzebowanie na taki kierunek studiów. Przyjeżdżają do nas zdolni ludzie z całej Polski, na czym niewątpliwie skorzysta rzeszowskie środowisko kulturalne.

Ciężko jest łączyć karierę zawodową, pasję i życie rodzinne?

- Może nie jest to najłatwiejsze zadanie, ale nie zrezygnowałbym z żadnego z tych elementów. Teraz jest mi nieco łatwiej, bo synowie już trochę podrośli i stali się nieco bardziej samodzielni. W tym roku 6-letni Tobiasz poszedł do szkoły, a 4-letni Milan do przedszkola, dzięki czemu mam więcej czasu na muzykę. Przygotowania do nowych projektów muzycznych często były okupione pracą po nocach z braku czasu w ciągu dnia, ale taka już jest specyfika mojej pracy. Z racji wielu występów w różnych miejscach świata dużo podróżuję, co wiąże się z rozłąką z rodziną. Tak wygląda życie muzyka i nie narzekam na to. Zresztą na scenie zapomina się o wszystkich niedogodnościach, a zadowolenie publiczności rekompensuje poniesione trudy.

Synowie idą w muzyczne ślady taty?

- Na razie nie wymagam tego od nich. Pamiętam z własnego dzieciństwa, jak wiele wyrzeczeń wymagała ode mnie nauka gry na instrumencie – miałem więcej zajęć w szkole, a do tego jeszcze ćwiczenia. To wszystko zabiera dzieciństwa, a ciężko małemu dziecku wytłumaczyć, ze zamiast np. grać w piłkę, ma ćwiczyć grę na instrumencie. Uważam, że moi synowie mają jeszcze czas na edukację muzyczną, a teraz mogą jeszcze spokojnie cieszyć się beztroskim dzieciństwem. Instrumenty w naszym domu są, także jak tylko będą przejawiać taką chęć, mogą zacząć się uczyć na nich grać. Póki co najbardziej podobają im się instrumenty perkusyjne, bo z nich najłatwiej wydobyć dźwięk i są najgłośniejsze.

Takie podejście poleca Pan też innym rodziców?

- Jak najbardziej. Osoby związane z branżą muzyczną uważają, że ich dzieci muszą pójść do szkoły muzycznej. Niewątpliwie edukacja muzyczna pobudza rozwój emocjonalny dziecka, wpływa też m.in. na rozwój mózgu, wyobraźni, koncentracji i pamięci. Ważne jednak, żeby nie przesadzić z wymaganiami wobec swojej pociechy. Na początku należy to potraktować bardziej w formie zabawy, a nie od razu zakładać, że nasze dziecko musi zostać wirtuozem czy solistą. Niestety, często rodzice przelewają swoje niespełnione ambicje na dzieci, krzywdząc je w ten sposób. Nie każdemu bowiem uda się zrobić karierę muzyczną. Wymaga to wielu wyrzeczeń, odpowiedniej osobowości, siły przebicia. W przypadku niesprostania nadmiernym oczekiwaniom rodziców rodzą się później kompleksy i frustracje. Zapewnijmy dzieciom odpowiednie warunki do rozwoju, ale pozwólmy im samodzielnie zdecydować, czym chcą się w życiu zajmować.

Jaki jest Pana największy sukces?

- Cieszę się z tego, jak potoczyła się moja kariera i jestem zadowolony z miejsca, w którym się teraz znajduję. Trąbka jest dość trudnym instrumentem od strony technicznej, także zanim ją opanowałem było trochę wzlotów i upadków, ale udało mi się wytrwać, dzięki czemu teraz mogę na niej grać, co sprawia mi dużą przyjemność.

Może zdradzi nam Pan jeszcze na koniec swoje najbliższe muzyczne plany?

- Chciałbym wrócić do muzyki jazzowej w bardziej klasycznym wydaniu. Być może znajdę jeszcze czas na projekt stricte mainstreamowy. Zamierzam też skomponować trochę muzyki na kolejną płytę, dopiero jestem w fazie pomysłu i zobaczymy, co z tego wyjdzie, dlatego za wiele nie będę zdradzał.

Dziękuję za rozmowę.

bottom of page