top of page

W piekle Ravensbrück

Nigdy nie opowiadała o obozie. Swoje wspomnienia jednak spisała. Przeleżały ponad 70 lat w ukryciu. Ostatnio natrafił na nie wnuk

Obóz Ravensbrück, przedwiośnie 1945 r. Jedna z kobiet, aby uniknąć apelu, schowała się do nieużywanego schronu. Psy szybko ją wytropiły. Zgraja strażniczek wywlekła z kryjówki i zaczęła bezlitośnie katować. „W odległości może dwóch metrów ode mnie upadła i dwie wiedźmy w butach z cholewami, na zmianę zaczęły po niej skakać. Krew waliła chyba wszystkimi otworami, a prawdziwy czy wyimaginowany trzask kości przyprawiał mnie o torsje na miejscu” - wspomina Kazimiera Chrobak spod Brzozowa, nauczycielka i matka, która za drutami niemieckiego obozu koncentracyjnego spędziła aż 4 koszmarne lata.

Trafiła tam 12 września 1941 roku. Miała 44 lata. Nigdy nie zwierzała się ze swoich przeżyć. Nikomu nie powiedziała, że przeżyte okropności spisała niedługo po opuszczeniu obozu - 26 kwietnia 1945 roku. - Zacząłem przeszukiwać walizkę z dokumentami po dziadkach. Szukałem starych zdjęć, które chciałem przekazać na wystawę „W drodze do niepodległości”, wyeksponowaną obecnie na placu farnym w Rzeszowie. Tak w ręce trafił mi rękopis „Ravensbrück widziany jedną parą oczu” babci Kazimiery. Ani ona, ani moi rodzice nigdy o tym nie wspominali - opowiada Radosław Chrobak. - Owszem, będąc dziećmi, gdy jeździliśmy do niej z bratem w odwiedziny, widziałem w szafie pasiaki, po których została już tylko obozowa naszywka z numerem obozowym 7244 oraz mundur dziadka Ludwika, legionisty w randze podporucznika, który był saperem i walczył m.in. pod Monte Falkone, a w czasie bitwy nad Piawą 14 września 1916 roku został ranny i stracił dłoń. Babcia nam jednak nigdy o obozie nie mówiła.

Kobieta niezłomna...

… tak można określić Kazimierę Chrobak, przyglądając się jej niezwykłemu życiorysowi. Mając zaledwie 17 lat, podczas I wojny światowej, pracowała w Polskiej Organizacji Wojskowej (POW) oraz jako sanitariuszka w szpitalu legionowym. Za tę działalność została odznaczona Medalem Niepodległości. W 1931 roku zamieszkała w Sanoku, a w 1936 przeprowadziła się wraz z rodziną do Orzechówki pod Brzozowem. Po wybuchu II wojny światowej jej mąż Ludwik, oficer Wojska Polskiego oraz obaj synowie: Przemysław i Zbigniew, pod dowództwem majora Stahlberga wyruszyli na południe. Kiedy pewnego dnia major wsiadł do dorożki i odjechał, zostawiając żołnierzy i cywili, dowództwo przejął Ludwik Chrobak. - Pamiętam jak pod ostrzałem niemieckich wojsk ojciec, spokojnie, jakby nic się nie działo, kierował przeprawą przez Dniestr. Wtedy poczułem, co to prawdziwy strach. Byłem tak przerażony, że nie pamiętam samego przejścia przez rzekę. Pamiętam tylko, że byłem cały mokry od stóp do głów – wspominał Przemysław Chrobak, młodszy syn Ludwika i Kazimiery, który z ojcem, bratem i innymi żołnierzami przedostał się na Węgry. Tam trafili do obozu dla internowanych. Następnie starszy syn, Zbigniew, wstąpił do Brygady Karpackiej w Bejrucie i w randze porucznika walczył na pustyni Sahara i we Włoszech (1940 - 1944). Później dołączył do II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa, z którym przebył szlak bojowy podczas

kampanii włoskiej, bijąc się między innymi pod Monte Cassino oraz udział

Fot. – z pryw. zbiorów Radosława Chrobaka – Kazimiera Chrobak

(druga od lewej) podczas swojej pracy w szpitalu legionowym. biorąc

Ran brutalnie nie należy dotykać

Gdy jej mężczyźni walczyli, Kazimiera nie zamierzała na nich bezczynnie czekać. W latach 1939 - 1941 prowadziła przerzutowy punkt etapowy zorganizowany przez oficerów Wojska Polskiego uciekających przez Węgry do Francji i na Bliski Wschód. W wyniku sąsiedzkiego donosu została aresztowana przez gestapo. Przesłuchiwana i torturowana w Tarnowie trafiła do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Możemy tylko spróbować wyobrazić sobie, przez jakie piekło przeszła. W swoich wspomnieniach pani Kazimiera opisała ostatnie miesiące spędzone w obozie. Ich lektura nie pozwala spokojnie zasnąć. Koszmarne obrazy pozostają w głowie. Jak np. fragment wspomnień o łzach, które nie spłynęły: „Na łóżku u wezgłowia leżała 3 - 4 letnia dziewczynka z wijącymi się czarnymi lokami. Dziecko było martwe. Straszliwie wychudzone ciałko miało barwę niebiesko-zieloną. Spod króciutkiej sukienki wystawały nadmiernie duże kolanka. Usteczka zaciśnięte z jakimś wyrazem starczego bólu czy zniechęcenia. Siedząca w nogach młoda, jasnowłosa i niebieskooka kobieta trzymała silnie zaciśnięte ręce na kolanach i coś śpiewnie recytowała. Miała dziwny wyraz twarzy. Ładne, duże zęby były odkryte w całości, co robiło wrażenie, że recytuje rzecz wesołą, z której się sama śmieje. Mówiła wyraźnie austriacką niemczyzną. Prawdopodobnie żegnała się w ten sposób ze swoją kruszyną, wspominając szczegółowo przeżyte z nią chwile chyba od urodzenia, a może i wcześniej. Każda mowa, jak gdyby strofa, zaczynała się od słów: „Nie będziesz Barbi... płakała za laleczką (...). Nie pójdziesz Barbi z matką do sklepu, ażeby wybrać nową”. (...) „nie zadzwoni dzwonek, nie będziesz biegła Barbi otwierać drzwi, nie wejdzie papa, nie podniesie cię, nie powie, mój ponad wszystko ukochany promyku słońca”. Tutaj kobieta załamała się całkiem. Otworzyła usta jakby do krzyku, ale ze ściśniętego gardła wydarło się wycie „auuu”. Zwyczajne rozpaczliwe wycie śmiertelnie zranionego psa. Nie ustawało. Kobieta mówiąca po polsku wyprostowała się i ostro brutalnie przemówiła: „Annelize milcz! Wiesz, że jesteśmy narodem skazanym na zagładę. Nie tylko ty straciłaś wszystko. Ellen wczoraj spaliła ostatnią córkę, a nie płacze”. Jakoś automatycznie spojrzałam w stronę kobiety. Patrzyła na mnie. Przepastne jej oczy zaszły szkliwem łez, które nie spłynęły. Takimi samymi łzami zaszkliły i moje. Dwie matki rozumiały się. Jedna, której spalono wszystkich, druga, która nie wiedziała, czy piaski pustyni nie kryły ciał jej synów. Łzy nie spływają po takich twarzach. Ran brutalnie nie należy dotykać”.

Równie dramatyczne jest wspomnienie Kazimiery Chrobak o zacieraniu śladów niemieckich zbrodni, kiedy to front zbliża się już do Ravensbrück i od wyzwolenia dzieli uwięzione już tak niewiele. „W pierwszych dniach lutego 1945 roku w obozie poddano więźniarki, zwane popularnie häftlingami, selekcji ogólnej. Ponad 7 tys. przeznaczono do krematorium i przetransportowano do bloków nr 26, 27, 28, 29, 30. (…) Nad obozem dudniło, huczało, grzmiało. Za drutami pozostałe czekały na swoją kolej. Najpierw wybierano najsłabsze, pakowano na auta ciężarowe i wysyłano wprost do gazu. Następnie przyszła kolej na zdrowe. Ponieważ krematorium nie mogło nadążyć z paleniem, wybrane wysyłano „na tymczasem” na Jugendlager [niem. obóz młodzieżowy]”.

Nie ma dziecka bez nauki

W tak potwornych warunkach Kazimierze Chrobak udało się wraz z innymi nauczycielkami zorganizować i prowadzić konspiracyjną szkołę dla uwięzionych dziewcząt. Za jej przykładem poszły i inne uwięzione. Stanęły przed niewyobrażalnie trudnym wyzwaniem. Czego i jak uczyć w miejscu, gdzie życie ludzkie nie ma żadnej wartości?! Jak to robić, kiedy czas więźniarek był stale wypełniony niewolniczą pracą, brutalnymi kontrolami SS-manów i apelami?! Gdy jedna część kobiet wyruszała do fizycznej pracy poza obozowymi drutami, druga pozostawała w bloku przy produkcji pończoch. To właśnie w kolumnie pończoszarek odbywały się tajne nauki. Do południa był blok referatów historycznych i krajoznawczych, a po południu streszczenia powieści, gawędy, opowiadania.

Oczywiście żadna z nauczycielek, ani ich uczennic, nie miały do dyspozycji przyborów czy pomocy naukowych. Nauczycielki czerpały z pamięci. Do nauki używały wszystkiego, co mogło się w najmniejszy sposób przydać, czyli skrawków papieru z niemieckich gazet, opakowań z żywności, a do zadań matematycznych, wykonywanych w obozowych uliczkach, po prostu patyków. Te stworzone z niczego pomoce przechowywano w siennikach i innych skrytkach. To było szalenie ryzykowne. Zaangażowane w tajne nauczanie drżały z lęku przed rewizjami i przeszukaniami. A jednak nie załamały się i starały wywiązywać z nałożonego na siebie obowiązku.

Dla intelektualistek i analfabetek

Pani Kazimiera była znawczynią literatury węgierskiej. Prowadziła lekcje w skradzionych chwilach podczas apeli, w przerwach, podczas posiłków a nawet przed snem. - Zawsze pogodna, pełna swoistego dowcipu, obdarzona kolosalną pamięcią i wielkim talentem narracyjnym. Opowiadane przez nią książki mogły niejednej słuchaczce zastąpić ich przeczytanie - wspominała ją jedna z więźniarek. Pani Kazimiera potrafiła tak dobrać i dostosować opowieść, by trafiła zarówno do intelektualistek, jak i analfabetek.

Wanda Kiedrzyńska, w swojej książce „Ravensbrück” wspomina, że Kazimiera Chrobakowa i inne nauczycielki kierowały się zasadą, że w Ravensbrück nie będzie dziecka bez nauki. I choć akcja była zakrojona na szeroką skalę, konspiracja była tak ścisła, że nawet najbliższe otoczenie nie wiedziało o odbywających się lekcjach. Jak pisze Kiedrzyńska: „110 dziewczynek przeszło przez szkołę powszechną. Nauka trwała do kwietnia 1945 roku, na zakończenie szkoły powszechnej, odbył się egzamin. Komisja egzaminacyjna zebrała się w bloku 14 w składzie: Kazimiera Chrobakowa, Wanda Mazurek i Róża Pruszak jako przewodnicząca. Przed komisją dziewczęta zdały egzamin z 7 klas szkoły powszechnej. Po powrocie do kraju otrzymały zweryfikowane świadectwa”. Mogły nie tracąc kolejnych lat rozpocząć wyższe studia.

Kazimiera Chrobak zmarła 23 maja 1971 roku w Bliznem koło Brzozowa. To właśnie ona i inne nauczycielki w obozie stworzyły osobliwą i ważną kartę w dziejach polskiego ruchu oporu. To pani Kazimiera i jej podobne jednostki swoim heroizmem i niezłomnym charakterem, walczyły o zachowanie resztek człowieczeństwa swojego jak i swoich uczennic, w tak nieludzkim miejscu jakim był niemiecki obóz koncentracyjny Ravensbrück...


bottom of page