top of page

Najlepszy kucharz wśród trenerów

Z Lorenzo Micelli, włoskim trenerem siatkarek Developresu SkyRes Rzeszów rozmawia Rafał Myśliwiec

- Urodził się pan w Urbino, które słynie nie tylko z zabytków, ale choćby ze względu na dwie postaci: malarza Rafaela Santi i motocyklistę Valentino Rossiego…

- Valentino Rossi, to świetny sportowiec, który urodził się właściwie w pobliżu Urbino, bo w miejscowości znajdującej się ok. 15 km od miasta. To szalony człowiek, pozytywnie zakręcony na punkcie motocykli. W swojej rodzinnej miejscowości wybudował nawet specjalny tor do motocrossu i ogólnie do sportów motorowych. Już od wczesnej młodości widać było, że jest bardzo odważny i ma ogromny talent, co pokazał zresztą całemu światu. Raffaello Santi, to z kolei wybitny malarz i architekt z czasów renesansu i taka wizytówka Urbino. Jego dzieła są do dziś podziwiane na świecie.

- Jak opisałby pan Urbino?

- To niesamowite miejsce, położone na wzgórzu, u podnóża Apeninu Umbryjsko-Marchijskiego, gdzie jest pełno zieleni, a w centrum znajduje się piękny zamek. To jest znakomite miejsce do życia, bardzo piękne, ale też z zapleczem, bo jest tam chociażby uniwersytet. Około 40 km od Urbino znajduje się Morze Adriatyckie. Urbino ma ok. 16 tysięcy mieszkańców, więc społeczność jest ze sobą bardzo zżyta. Ogólnie ludzie znają się ze sobą, więc żyje się tam bardzo spokojnie i fajnie.

- W dzieciństwie marzył pan chyba o tym, żeby zostać zawodowym piłkarzem – zwłaszcza, kiedy Włosi w 1982 r. wywalczyli mistrzostwo świata? Pan miał wtedy 12 lat…

- Już chyba po mojej budowie ciała, a szczególnie pokrzywionych nogach widać, że miałem tendencję do uprawiania piłki nożnej. Do 11 roku życia trenowałem właśnie piłkę nożną, ale kiedy lekarz powiedział, że nie jest to dla mnie wskazane, to mama tak się wystraszyła, że natychmiast zabroniła mi gry w piłkę. Potem przez dwa lata uprawiałem tenis stołowy i całkiem dobrze sobie radziłem, a później przyszła pora na siatkówkę. Grałem w siatkówkę halową w drugiej lidze, a potem przez jakiś czas uprawiałem siatkówkę plażową. Poznałem wtedy znakomitego trenera brazylijskiego, który namówił mnie, żebym uczestniczył w prowadzonych przez niego treningach, a on pracował wówczas w żeńskim klubie siatkarskim. W ten sposób zacząłem profesjonalnie zajmować się zawodem trenerskim. Przestałem grać w siatkówkę plażową i od 26 roku życia zacząłem pracować jako trener. Co do mundialu w 1982 roku to przeżywałem też wtedy trudne chwile, bo to było niespełna rok po tym, jak przestałem trenować piłkę nożną. W domu jednak wszyscy z zaciekawieniem oglądaliśmy każdy mecz tego turnieju. Mój ojciec był wielkim fanem piłki. Po zwycięskim finale spora liczba mieszkańców Urbino wyszła z domów do centrum miasta żeby wspólnie świętować ten sukces. Myślę zresztą, że w całym kraju podobnie to wyglądało. Ludzie wychodzili na ulice, wywieszali flagi włoskie wszędzie gdzie się dało. Również na samochodach nie brakowało flag, a kierowcy przejeżdżając trąbili i pozdrawiali przechodniów. To była długa i niezapomniana noc.

- Gdzie na co dzień mieszka pana rodzina?

- W Bergamo, ponieważ tam moja córka (12,5 lat – przyp. red.) Giorgia chodzi do szkoły i tam mieszkamy przez większą część roku, od września do maja. Natomiast w okresie letnim przenosimy się nawet nie do samego Urbino, ale do miejscowości nad morzem, gdzie mamy dom.

- Praca z kobietami, które miewają różne humory i charaktery, pewnie nie należy do najłatwiejszych?

- Ludzie mówią, że to jest nawet trudniejsza praca niż z siatkarzami, ale ja bardzo lubię tą pracę. Przez te wszystkie lata pracy mam już duże doświadczenie, jak reagować i radzić sobie w pewnych sytuacjach i jak pomóc dziewczynom rozwiązać ich problemy. Z kobietami jest też ten problem, że nie jest wcale łatwo pozostawać w relacjach przyjacielskich, jak między mężczyznami. Cenię sobie jednak pracę z siatkarkami i zawsze powtarzam dziewczynom, że moją największą satysfakcją jest to, jak możemy wspólnie skakać z radości po wygranym meczu. Moja filozofia pracy polega też na tym, że siatkarki, z którymi pracuję, są dla mnie podobnie jak siatkarze przede wszystkim sportowcami, niezależnie od płci. Natomiast bardzo ważne jest to, żeby między trenerem a zawodniczkami było zaufanie. Tutaj wszystko musi być jasne w relacjach i bez żadnych podtekstów, tak żeby dziewczyny mogły się skupić tylko na pracy, a nie na doszukiwaniu się jakichś innych rzeczy, jak to kobiety mają w naturze, kiedy myślą za dużo. Zawsze wolę powiedzieć dziewczynom prawdę w oczy nawet, jeśli są to przykre słowa, ale lepiej jest być z nimi szczerym niż pozostawiać w zespole jakieś niedomówienia.

- Jakie jest pana ulubione miejsce we WÅ‚oszech?

- Zawsze mówię, że Urbino, ponieważ to jest moje miejsce i zawsze wracam tam z dużą nostalgią. Jest jednak wiele miejsc we Włoszech, do których chętnie przyjeżdżam i w których świetnie się czuję. Uwielbiam wszystkie miejsce nadmorskie, ponieważ bardzo lubię morze. Natomiast moim najukochańszym miastem jest Urbino, ponieważ znam każdy zakątek tego miasta i mam stamtąd świetne wspomnienia. Mieszkałem tam właściwie 29 lat, więc to jest większość mojego życia.

- To już pana niespełna czwarty sezon w naszym kraju, po dwóch latach w Sopocie i ubiegłorocznej drugiej części rozgrywek w Rzeszowie. Co pan może powiedzieć o Polakach?

- Dla mnie Włosi i Polacy są do siebie bardzo podobni, natomiast różnica jest w nastroju i pokazywaniu tego nastroju na zewnątrz. Włosi są na pewno bardziej otwarci, pogodni, uśmiechnięci i żartujący. Polacy też to mają w sobie, ale nie okazują tak tego na zewnątrz. Nie są równie ekspresyjni i emocjonalni jak Włosi, ale mają podobne charaktery. Dlatego w Polsce czuję się swobodnie i dobrze. Jedynym problemem jest znajomość języka, który jest dla mnie trudny. Gdybym miał trochę więcej czasu na naukę, to uczyłbym się polskiego. W Sopocie miałem lekcje polskiego. W Rzeszowie też jest osoba, z którą mógłbym uczyć się języka, ale program przy takiej ilości meczów mamy na tyle napięty, że nie ma czasu na naukę języka. Poza barierą języka nie mam żadnych problemów w relacjach z Polakami i kiedy wspólnie komunikujemy się chociażby w języku angielskim, to nie mam poczucia, że jesteśmy innej narodowości. Szanuję Polaków i ich przyzwyczajenia. Coraz bardziej rozumiem też język polski, ale nie jestem w stanie mówić po polsku i tego trochę żałuję.

- Co najbardziej podoba siÄ™ panu w Polsce?

- Bardzo odpowiada mi praca w Polsce i myślę, że to jest doskonałe miejsce do pracy dla trenera siatkarskiego ze względu na zainteresowanie tą dyscypliną sportu, na kibiców i kluby, które oferują dobre warunki. Podoba mi się też podejście do pracy polskich zawodniczek, nie tylko tych zagranicznych. Czuję się bardzo dobrze w Polsce i otrzymuję sygnały, że ludzie wierzą w moją pracę. Cenię sobie współpracę z włodarzami klubu w Rzeszowie. Jesteśmy w dobrych relacjach i stopniowo realizujemy nasz plan. Dużą satysfakcję mam też z codziennej pracy z dziewczynami. Cieszę się, że w Rzeszowie mamy świetne warunki do pracy. Wszystko to, czego potrzebujemy, jest dobrze zorganizowane i przygotowane dla nas.

- Jakie jest pana zdanie o włoskich restauracjach w Polsce; czy serwowane w nich dania przypominają rzeczywiście te włoskie?

- Moim zdaniem najlepsze włoskie restauracje w Polsce, to ok. 70 procent tego smaku, jaki oferują prawdziwe włoskie dania. Myślę, że największa różnica jest w sosie i doprawieniu potraw. Na przykład typowo włoskie mięsne potrawy są pełnokrwiste i widać w nich rzeczywisty kolor mięsa. W Polsce wszystko jest za bardzo rozgotowane i wodniste, stąd musicie dodawać np. keczupu. Dziwi mnie też to, że w Polsce praktycznie tyle samo czasu poświęca się na przygotowanie mięsa i ryby, bo dla mnie to zasadnicza różnica. Wbrew pozorom różnica nie polega na jakości produktów, jak np. warzyw, bo zarówno w Polsce, jak i we Włoszech, można kupić te same składniki do potraw i różnice w ich jakości nie są duże. Natomiast sposób przygotowania i przyrządzenia danej potrawy mięsnej i rybnej ma zasadnicze znaczenie.

- Skoro lubi pan gotować to, jakie są pana specjalności?

- Uwielbiam przygotowywać ryby, zarówno owoce morza, jak i tuńczyka, czy inne rodzaje ryb. Z łatwością przygotowuję też dobrą pizzę. Ostatnio bardzo często robię croissanty w piekarniku. Kupuję specjalne ciasto francuskie, które później rozciągam i tnę na kawałki, wkładam do środka rożka m.in. szynkę i ser, składam to w całość i później wkładam do piekarnika na ok. 15 minut. Muszę się pochwalić, że moje rogaliki są przepyszne. To co bardzo lubię w Polsce i często wykorzystuję do różnych potraw, to grzyby, a w szczególności borowiki szlachetne, które kupuję na Targowej. W przeszłości zdarzało się, że łowiłem ryby. Być może zdecyduję się wybrać na łowienie ryb gdzieś w pobliżu Rzeszowa razem z Sebastiano Chitollinim - trenerem od przygotowania fizycznego w Asseco Resovii. Zarówno Sebastiano, jak i jego ojciec, z którym miałem okazję kiedyś współpracować, są ekspertami w łowieniu ryb. Kiedy jestem we Włoszech w okresie letnim zdarza mi się łowić ryby w morzu, ale to nie to samo co w rzece czy w jeziorze, kiedy trzeba się więcej natrudzić i naczekać żeby złapać jakąś rybę na wędkę.

- Czy są jakieś produkty z Polski, które zabiera pan ze sobą wyjeżdżając do Włoch?

- Często biorę na prezent dla przyjaciół wódkę, bo znam takie osoby we Włoszech, którym smakuje polski alkohol. Zazwyczaj też zabieram dużo słodyczy dla moich dzieci, natomiast z innych produktów, to najczęściej grzyby. Natomiast dużo więcej produktów przywożę z Włoch do Polski począwszy od kawy i szynki.

- Przebywając we Włoszech zaczyna pan swój dzień od kawy i gazety?

- Gazety czytam częściej w sezonie letnim. Natomiast moje codzienne śniadanie składa się rzeczywiście z soku pomarańczowego, croissanta i kawy, więc jest typowo włoskie. Czasami jem dodatkowo jogurt czy naleśniki, ale najczęściej to sok, rogalik i kawa - oczywiście espresso.

- Jest coś jednak wyjątkowego w popularności gazet we Włoszech, ponieważ mimo zmieniających się czasów i dominacji Internetu bardzo wiele osób wciąż je kupuje i czyta…

- Rzeczywiście. Na przykład najsłynniejszy dziennik sportowy - Gazzetta dello Sport zwykle najszybciej wyprzedaje się w kioskach. Wynika to z dużej popularności sportu we Włoszech, a zwłaszcza piłki nożnej, która zajmuje większość wydania każdej gazety. Bardzo popularne jest też czytanie gazet w barach i kawiarniach, a w sezonie letnim na plażach. To jest też kwestia tradycji i przywiązania Włochów do czytania gazet, zwłaszcza tych sportowych, w których można znaleźć różnego rodzaju ciekawostki i szczegóły.

- Czego najbardziej panu brakuje w Polsce?

- W Rzeszowie zdecydowanie morza (śmiech). Uwielbiam wodę i mieszkam na przeciwko Wisłoka. Z balkonu mam widok na rzekę i wyobrażam sobie, że to jest taka namiastka morza. Często widzę ludzi, którzy przebywają nad rzeką i łowią ryby. Jestem wielkim fanem natury i morza. W Sopocie bardzo doceniałem Morze Bałtyckie i mieszkałem blisko niego. Oczywiście Bałtyk to nie Morze Śródziemne, ale wystarczył mi sam widok i szum morza.


bottom of page