top of page

Młodzi chcą uwielbiać Boga

Z ks. Grzegorzem Szczygłem MS duszpasterzem duszpasterstwa akademickiego Rotunda przy parafii Matki Bożej Saletyńskiej w Rzeszowie rozmawia Piotr Samolewicz

Fot.2 – Marcin Żminkowski – Na zdjęciu ks. Grzegorz Szczygieł saletyn wraz z zespołem podczas rockowej drogi krzyżowej w domu diecezjalnym „Tabor” w Rzeszowie. Ks. Grzegorz jest gitarzystą i liderem zespołu chrześcijańskiego „Daj Spokój”.

- W znaku zgromadzenia księży saletynów jest krzyż z obcęgami i młotkiem. Co symbolizuje?

- Maryja objawiając się dzieciom Maksyminowi i Melanii w 1846 roku na górze w okolicy La Salette miała na szyi taki krzyż ze znakami obcęgów i młotka. Był to znak, który funkcjonował w tamtej kulturze ludowej, jest także podobny do naszych krzyży kolędowych ozdabianych znakami męki Pańskiej. My odczytujemy ten znak jako symbol pojednania. Bo można wbijać gwoździe w krzyż, albo je wyciągać.

- Ja odczytuję ten znak jako symbol ciężkiej pracy, wychodzenia do zwykłych ludzi.

- Pierwsi saletyni mieli w swoim charyzmacie, mentalności gorliwość apostolską. Na pewno jest to wyzwanie nie tylko dla saletynów.

- Czy orędzie z La Salette można odczytać w ten sposób, że Bóg przemawia z orędziem nadziei do wszystkich ludzi, nawet do ubogich pastuszków, ale też jako ostrzeżenie, by wielcy tego świata nie wyobrażali sobie, że są takimi wielkimi?

- To jest dobre sformułowanie, bo Jan Paweł II nazwał orędzie z La Salette orędziem nadziei. Pan Bóg nikogo nie wyklucza z swojej ekonomii zbawienia. Natomiast jeśli chodzi o to, że Pan Bóg wybiera sobie małych ludzi, pozwolę sobie zacytować Magnificat, czyli pieśń Maryi z Ewangelii wg św. Łukasza, gdzie czytamy, że Pan Bóg „strąca władców z tronu, wywyższa pokornych, głodnych nasyca dobrami, bogatych z niczym odprawia”. To nie jest przesłanie, które by kogokolwiek wykluczało ze zbawienia, natomiast pokazuje, że ludzie biedni, dotknięci cierpieniem, grzechem, są z natury bardziej otwarci na zbawienie, dlatego że doczesność, w której żyją, jest trudna, niewystarczająca i z natury są otwarci na pomocną dłoń, na zbawienie, jakąś nową perspektywę.

- Zgromadzenie wyrosło z wyzwań i dylematów nowoczesności, bo powstało we Francji w połowie XIX w.

- Francja po rewolucji i wojnach napoleońskich była krajem, w którym wielu ludzi odwróciło się od Boga, w którym Kościół przeżywał swoje trudne chwile i przeżywa je do dzisiaj. Orędzie Matki Bożej z La Salette jest krzykiem Boga przez Maryję, że człowiek o Nim zapomniał. Bardzo ciekawe w tym orędziu są konsekwencje: stworzenie bez Stwórcy zanika. Nie jest korzystne dla człowieka, kiedy odrzuci Boga, dlatego, że to odrzucenie obraca się przeciwko człowiekowi.

- Jednocześnie księża wykorzystują metody, których dostarcza nowoczesność.

- Matka Boża w La Salette nie mówi o metodach (śmiech), mówi dzieciom na końcu zjawienia: ogłoście to całemu memu ludowi. Historia naszego zgromadzenia zaczyna się w taki sposób, że na górę, gdzie dzieci spotkały Maryję, zaczęli pielgrzymować ludzie. Tym ludziom należało głosić Ewangelię, sprawować dla nich sakramenty. W rok po zjawieniu, na górę o wysokości 1800 m n.p.m. pielgrzymowało już 50 tys. ludzi. W związku z tym zaistniała potrzeba duszpasterska, by tam byli księża. Z tych kilku księży, którzy rozpoczęli posługę wobec pielgrzymów, wykształciła się wspólnota zakonna. Pojednanie – charyzmat naszego zgromadzenia zakonnego, jest bardzo aktualny w naszych czasach, w których również człowiek cierpi z tego powodu, że zrezygnował z Boga, że jego pomysły na życie okazują się nieraz zgubnymi i samobójczymi. Jeśli zaś chodzi o metody, to gdy przychodzi się do kogoś, to trzeba mówić jego językiem, na jego sposób.

- Matka Boża w La Salette mówiła językiem dzieci.

- No właśnie. Maryja rozmawia z dziećmi w narzeczu z okolic Grenoble, gdy widzi, że dzieci nie rozumieją języka francuskiego, literackiego. Był to jeden z faktów świadczących o autentyczności tego wydarzenia, gdyż ojciec Maksymina, świadka zjawienia, był poruszony świadectwem swojego syna. Przez kilka lat nie mógł go nauczyć odmawiania "Ojcze nasz" w języku francuskim, a tymczasem syn przekazuje mu bardzo płynnie słowa Maryi, jeszcze wypowiadane przez nią po francusku.

Rzeczywiście, jest to wyzwanie dla całego Kościoła, żeby mówić do współczesnego człowieka jego językiem. Sobór Watykański II mówi, że człowiek jest drogą Kościoła.

- A czy istnieje niebezpieczeństwo, że stosując nowoczesny język, można zgubić przekaz wiary, zniekształcić?

- Zawsze jest takie niebezpieczeństwo. Proszę zobaczyć, jaki problem mają tłumacze, czasami te same wyrazy w jednym i drugim języku mają całkiem inne znaczenie, chociaż wydaje się, że literalnie znaczą to samo. Łatwo zniekształcić przekaz wiary, ale Kościół nieustannie czuwa nad tym, by nowe formy wiernie oddawały orędzie Ewangelii.

- Jakie nowe formy stosują księża saletyni?

- Mogę mówić za siebie. Już czwarty rok jestem duszpasterzem duszpasterstwa akademickiego Rotunda przy kościele misjonarzy saletynów w Rzeszowie. To jest nieustanne poszukiwanie nowych form, wsłuchiwanie się w potrzeby ludzi, a z drugiej strony próba odkrywania tego, jak Pan Bóg sobie wyobraża, jak on chce prowadzić Kościół dzisiaj. Mogę powiedzieć o jednym dzisiaj rozpoznawalnym znaku, bardzo widocznym, który bym streścił słowem - uwielbienie. Na terenie Rzeszowa powstaje zupełnie oddolnie, bez żadnych kurialnych nakazów sporo grup i wspólnot, które chcą uwielbiać Boga. Wieczory uwielbienia są w parafii Chrystusa Króla, wspólnoty w domu diecezjalnym Tabor, u nas w parafii Matki Bożej Saletyńskiej. To jest oddolny ruch wzbudzany, jak sądzę, przez Ducha Świętego. Ostatnio gościliśmy zespół profesjonalnych muzyków i wokalistów z warszawskiego zespołu NaNowo, którzy prowadzili tutaj warsztaty wokalno – uwielbieniowe.

- To się wzięło z małych kościołów protestanckich?

- Członkowie Kościoła katolickiego inspirują się pewnym nurtem protestanckim, ale ja zauważam, że inspiracja nie skończyła się na kopiowaniu, ale poszukuje się też własnych form. Gdy pracowałem w poprzedniej parafii w Trzciance, spotkałem muzyków jazzowych z Poznania. Mówili: „Tak, wzięliśmy pomysł od protestantów, grać i śpiewać umiemy, ale nie wyobrażamy sobie takiej modlitwy bez Najświętszego Sakramentu.” Nasze spotkania modlitewne prowadzą do sakramentów albo wokół sakramentów są zorganizowane, tego brakuje u protestantów.

- Z jakimi potrzebami i troskami przychodzą młodzi ludzie do księdza?

- Jeśli chodzi o duszpasterstwo akademickie, jest to bardzo szeroka forma. Jeśli do innych grup, jak oaza i Odnowa w Duchu Świętym czy Szkoła Nowej Ewangelizacji, przychodzą ludzie już ukierunkowani na konkretny system formacyjny danego ruchu, to na duszpasterstwo przychodzą bardzo różni ludzie. Czasami bardzo zaawansowani duchowo, studenci po formacji w Ruchu Światło Życie, czy Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, którzy już bardziej czują i przeżywają tajemnicę Kościoła. Przychodzą też ludzie po prostu spragnieni, którzy się dopiero do wiary obudzili. Przychodzą ludzie, którzy przeżywają jakieś kryzysy i problemy i potrzebują nie tylko duchowej pomocy, także jakiejś rozmowy, wsparcia, czy zaproszenia do środowiska, w którym nie jest się już samemu.

- W Jasionce w listopadzie br. odbyły się rekolekcje charyzmatyczne z ks. Johnem Bashoborą. Tego rodzaju spotkania cieszą się wielką popularnością w naszym kraju...

- Odeślę do cudownej książeczki nieżyjącego już sercanina Emiliena Tardiffa "Jezus żyje". To jest kapłan, który w latach 70. doznał nawrócenia. Zachorował na gruźlicę i został z niej uzdrowiony w sposób cudowny, choć lekarze nie dawali mu nadziei. I sam rozpoznał, że Pan Bóg posyła go do posługi uzdrawiania. W tej książce napisał, że podobnie jak w Ewangelii tam, gdzie przychodzi Jezus i uzdrawia, zawsze przychodzą tłumy. To nic nowego od 2 tys. lat, to są sceny znane z Ewangelii. Na spotkania z ks. Bashaborą przychodzą tacy sami ludzie, jak do Jezusa: chromi, chorzy, zranieni na duchu, żeby doświadczyć uzdrowienia. Dobrze by było jednak na tym się nie zatrzymać. Celem Jezusa nie było gromadzenie tłumów, tylko by z tych tłumów powstali uczniowie, świadomi Jego Ewangelii i Mu oddani.

bottom of page